A najlepiej razem z filmem. Mistrzostwo świata.
Całkowicie się zgadzam. :-) Dalej będą obrzydliwe spojlery! ;-)
Ta muzyka to zawodząca, biochemiczna "aria śpiewana" przez neuroprzekaźniki patogenu wprost do mózgów symbiontów. Coś, czemu nie sposób się oprzeć. Zarówno pobudzająca do działań bezwarunkowych prowadzących do uciszenia szarpiącego wnętrzności głodu, jak i później ucisza ich ewentualne wyrzuty sumienia: spływa i otula świadomość mgłą ekstazy, ukojenia i...zapomnienia. Dzięki tej muzie naprawdę można zrozumieć koegzystencję pasożyta i ludzkiego dziecka i poniekąd "wchodząc w buty" zainfekowanego zidentyfikować się z nim (a raczej z nią - bo główna bohaterka jest płci żeńskiej). ;-) Tak, to niezwykły (i nie tak znowu częsty) przypadek ścieżki muzycznej tak ściśle związanej z obrazem. Film zyskuje niesamowity klimat i...drugie dno. Zresztą sama produkcja jak najbardziej udana (nawet bardziej, niż chwilami schematyczna powieść Careya). Naprawdę polecam film. Swoją drogą wiesz może czy można tego posłuchać w postaci soundtracku? Zaraz znalazłem coś:
https://soundcloud.com/cristobal-tapia-de-veer/sets/the-girl-with-all-the-gifts
Pozdrawiam.