McQueen chciał złapać wiele srok za ogon: są wątki feministyczne, gangsterskie, polityczne, rasowe, jest trochę kina zemsty. Natomiast Chicago to trochę ludzkie bagno, jeden bohater gorszy od drugiego, taki "dom zły". Jednak wszystkie te wątki potraktowane są po macoszemu, niepokończone lub chaotyczne, a najgorzej wypada główny wątek skoku na kasę i przygotowań do niego - w wykonaniu czterech przypadkowych kobiet sprawia wrażenie naciąganego i niewiarygodnego.
Filmu broni warsztat: montaż, tempo, napięcie, świetni aktorzy, pojedyncze sceny, dzięki czemu ogląda się to dobrze. Jednak od reżysera "Wstydu" oczekuje się naprawdę dużo więcej...
A najważniejsza z tych kobiet zabiera głos w napisach końcowych i dla Sade warto zobaczyć do końca. :)
Absolutnie i kategorycznie zgadzam się! Dokładnie tak bym to napisał, dokładnie tak to odebrałem.