Przeglądając forum, postanowiłem odpowiedzieć w kilku zdaniach na falę nienawiści, niechęci
oraz krytyki, wylewaną na "Czas Apokalipsy".
Dlaczego uważam ten film za arcydzieło?
Po pierwsze, jest ponadczasowy. Równie dobrze mógł powstać wczoraj i wciąż niósłby za sobą
te same treści. To również znakomita adaptacja/interpretacja książki. Osobiście bardzo lubię,
gdy twórcy filmów traktują literaturę bardziej jako źródło inspiracji, aniżeli scenariuszowe
gotowce.
Wielu ludzi pyta: o czym właściwie jest ten film?
Przedstawia naturę ludzką oraz człowiecze instynkty w pigułce. Przefiltrowany realiami wojny,
kwestionuje to kim jesteśmy. To znak zapytania dla nas, odbiorców.
Wiem, że brzmię tutaj snobistycznie, ale takie jest moje zdanie. Jest jednak coś do czego mam
zastrzeżenia - zabili bezbronną krowę. Wnioskuję jednak, że jeśli nie na potrzeby filmu, zwierze
pewnie zginęłoby w rzeźni.
Mam to samo odczucie.
W tym filmie można zniknać nazwy geograficzne, daty, kontekst historyczny, a i tak tech film bedzie wielki i o CZYMŚ.
Ja nie potrafię go ocenić. Ogółem mógłbym dać zarówno 3 jak i 9. Z całą pewnością na miano arcydzieła nie zasługuje, ale jest to film który kiedyś trzeba zobaczyć - po prostu daje do myślenia.
Bo nie czuję tego czegoś. Jest zaskakujący, nietuzinkowy, ale brakuje mu takiej jakby iskry która wciąga widza do końca...
Zawsze bawią mnie ludzie którzy są w stanie ferować własnymi opiniami jakby były prawdami objawionymi. To, że nie wciągnął Ciebie i Tobie brakowało iskry nie znaczy w żaden sposób, że tak jest i koniec. A taki wydźwięk mają Twoje wypowiedzi.
Właśnie skończyłem oglądać reżyserską wersję. Jako, że film 'kultowy' widziałem go wcześniej nie raz, jednak dopiero teraz 'trafił' on do mnie z całą mocą. Tak jak z każdym przejawem twórczości człowieczej, odbiór zależy od psychicznego nawiasu w którym znajduje się odbiorca. Film powstawał pod koniec lat 80', problematyka i pytania w nim przedstawione są w prawdzie ponadczasowe ale są takie momenty dziejowe w których ziarno pada na podatny grunt. Gruntem do tego typu rozważań na pewno była post-wietnamska, chora i wymęczona Ameryka. To między innymi dlatego, poza fantastycznym warsztatem, film odbił się tak szerokim echem.
Nie rozumiem podejścia z tym "snobizmem" względem Czasu Apokalipsy! Film jest świetny, jak i świetna jest książka. Ukazuje ludzką naturę i to, że człowiek jest zmienny. Jest jak gąbka pochłaniająca wszytko co się wokół niego dzieje. Przemiany jakie zachodzą w Willardzie podczas tej podróży w głąb dżungli.
"Przefiltrowany realizm wojny" - świetnie jest tu ukazane co wojna potrafi zrobić z ludzką psychiką - Kilgore i ten jego surfing :)
Niezapomniane teksty "Uwielbiam zapach napalmu o poranku" - to już klasyka :)
Warto, warto. Film odbiega od książki, zwłaszcza miejscem akcji. Zawsze warto przeczytać jakąkolwiek powieść, na której twórcy wzorowali arcydzieła. Nie jest długa ma raptem jakieś 100 stron, ale porusza i wciąga, więc ja polecam.
"Jądro ciemności" z "Czasem apokalipsy" ma wspólny tylko ogólny rys kompozycyjny. Bohaterowie, miejsce, podejmowana tematyka jest zupełnie inna.
I każdą książkę Conrada warto przeczytać - to geniusz. ;)
Ogólnie niezły.Ponadczasowy,trochę absurdalny oraz psychodeliczny.Pokazujący beznadziejność wojny,jednak arcydziełem arcydziełem bym go nie nazwał :)
Kupę lat minęło, ale może uspokoję Twoją duszę. Krowa była poświęcona w jakiejś ceremonii. Ekipa akurat była świadkami wydarzenia i reżyser postanowił zamieścić to w filmie
Co do tekstu tytułowego "Nie chodzi o to, czy się ten film lubi, tylko czy się go rozumie." to.. no nie!.
Wydaje mi się że rozumiem ten film, wydaje mi się że doceniam kunszt reżyserski, piękne zdjęcia, oryginalność etc. Szanuję twórców za to w jak ciężkich warunkach udało się go zmontować, doceniam kilka kapitalnych scen, widzę masę niezaprzeczalnych zalet.... jednocześnie bardzo nie lubię tego filmu :)
Nie wystawiam mu oceny, bo nie wiem jaką miałbym dać. Gdybym silił się na obiektywizm była by bardzo wysoka, gdybym miał po prostu liczbowo podsumować jak mi się podobał - byłaby bardzo niska. To kino inne niż wszystkie, charakterystyczne, ale tak jak w przypadku każdego innego filmu - oglądamy go przez własny pryzmat, może coś z nami rezonować, może coś zazgrzytać, mnie osobiście ten film, szczególnie drugi i trzeci akt- strasznie męczy (i to nie w tym pozytywnym sensie, bo tak, są filmy których oglądanie jest bolesne i męczące a jednak nie umiem się powstrzymać by do nich nie wracać), Wolę pierwowzór literacki. Cały przydługawy wywód sprowadza się w gruncie rzeczy do tego, by pozwolić lubić ludziom rzeczy których my nie lubimy, i nie znosić rzeczy które my uwielbiamy, bo z kinem jest trochę jak z potrawą - nie ma tego jednego dania które zasmakuje absolutnie wszystkim, mimo że obiektywnie można próbować oceniać te czy inne dania jako "lepsze" i "gorsze"- jednak w odbiorze dzieł kultury osobisty gust odbiorcy jest i zawsze będzie kluczowy .