To są pierwsze słowa, które pojawiły się w mojej głowie po obejrzeniu tego filmu.
Można powiedzieć, że Rogers był tu zbyt wyidealizowany i przedstawiony tylko w samych superlatywach, ale najważniejsze jest to, co ten film robi z człowiekiem.
To nie jest film, po którym czujesz, że był tylko zapychaczem albo (co gorsza!) stratą czasu. To jest film, który wzbudza w refleksję... i to nie jedną!
Pokochać dziecko w sobie - z tym dzisiaj zostaje, ale wiem, że jeszcze nie jedna myśl przede mną i że to nie był ostatni raz, gdy oglądałam ten piękny film.